Uwiedziony przez sztukę: cyfrową
Sztuka/twórczość komputerowa, nie jest tworem próżni czy twórczej próżności, jest symptomem czasu, jest jego nowym narzędziem.
Jeśli można było używać pokrytych farbą ludzkich ciał, by malować obrazy „uznane” przecież za dzieła sztuki, to technologia/technika komputerowa, również nadaje się do „uprawiania” sztuki.
Problem, nie tkwi w technice.
Kiedy pod koniec XIX wieku fotografia zaczęła torować sobie drogę do szerokich pól artystycznego wyrazu, nieświadoma wtedy swojego znaczenia, nie przypuszczano, że osiągnie ona status pełnoprawnej dziedziny sztuki. Traktowano fotografię tak, jak wielu traktuje dzisiejszą „sztukę komputerową”.
Mawiano wówczas: "Nowa technika jest zbyt dosłowna, by rywalizować z dziełami sztuki. Nie uwzniośli wyobraźni".
Wystarczyło tylko „pstryknąć”, a zdjęcie niemal wyskakiwało z aparatu. Fotografia, pozbawiona elementu „fizycznej” kreacji, zmagania z „tworzywem”, rozciągniętym w czasie, była pozbawiona – poza dokumentalnym – jakichkolwiek wartości, nie dostrzegano w niej nic poza przypadkowym utrwaleniem, „szarej” rzeczywistości.
Tak samo obecnie nie dostrzega się dostatecznie prawdziwego oblicza/znaczenia „sztuki komputerowej”, a mówiąc ściślej - narzędzia jakim jest obecnie komputer w sztuce/twórczości.
Fotografia na dobre zadomowiła się w świecie: w galeriach, prasie, reklamie, sztuce. Nikt dziś nie twierdzi, że jest ona czymś gorszym czy łatwiejszym (mimo oczywistego wzrostu banalności jej „wytworów” multiplikowanych pozorną techniczną łatwością).
Wynalezienie obrazu fotograficznego, a następnie, jego prostej i szybkiej obróbki, i wielonakładowości, zmieniło bieg historii/postrzegania, tak jak zrobił to pierwszy komputer, który uruchomił te same mechanizmy sprzeciwu jakimi dysponowali przeciwnicy fotografii.
Sztuka była, i jest nadal, rodzajem rozmowy prowadzonej za pomocą znaków/symboli – tam gdzie nie ma symboli, nie ma rozmowy, a co za tym idzie, sztuki. Zatem, czy artysta posługuje się rylcem, ołówkiem, gliną czy komputerem – nie ma, po prostu, znaczenia. Współczesny rysunek przypominać może grafikę, linoryt malarstwo a serigrafia akwafortę. Malarstwo przypominające komiks, nawiązujące do niego, czy nawet sam komiks, na dobre zadomowił się w „salonach sztuki”.
Technika nie determinuje (nie powinna) „tworu” artysty. Wręcz przeciwnie, twórcy intensywnie poszukują na tym polu, wychodząc „poza technikę/technologię” zacierając ślad po komputerowym czy fotograficznym topos.
Jeśli odrzucimy technologię i spojrzymy wprost na „dzieło”, stwierdzimy, że reagujemy na kształt, powierzchnię i masę przedmiotów, ukazujących się naszym zmysłom. Nie widzimy „rysunku” czy „serigrafii” – widzimy układ/kompozycję.
Pewne układy w proporcji, kształcie, powierzchni i masy, powodują doznania przyjemne, podczas gdy brak takiego układu prowadzi do obojętności. Poczucie istnienia związków sprawiających przyjemność jest poczuciem piękna.
Oczywiście istnieją ludzie pozbawieni percepcji kolorystycznej, ludzie „ślepi” (nie w sensie biologicznej ułomności) na kolor, choć zdarza się to, stosunkowo rzadko. Tak samo możemy przypuszczać, że zdarzają się ludzie zupełnie nieświadomi tych innych, widzialnych właściwości przedmiotu. Nie potrafią dostrzec jedności formalnych związków, zachodzących między naszymi postrzeżeniami zmysłowymi. Nie potrafią dostrzec piękna. I czy będzie owo „dzieło” wykonane za pomocą komputera czy pędzla lub rylca, nie ma to znaczenia.
Amerykański pisarz Kurt Vonnegut, zapytał swojego przyjaciela, malarza: Jak odróżnić dobry obraz od złego? Malarz miał odpowiedzieć: "Jak obejrzysz milion obrazów będziesz po prostu, to wiedział".
Kiedy Picasso oznajmił 14-letniej Anne Sinclair, że: Widzę cię z oczami dookoła głowy", młoda dziewczyna przestraszona uciekła.
Kiedy Georges Braque, przyjaciel Picassa, zobaczył jego „Panny z Avignon” oznajmił kolegom: Picasso powinien powiesić się za tym obrazem.
Jackson Pollock, najwybitniejszy przedstawiciel ekspresjonizmu abstrakcyjnego, malował obrazy puszkami farby, w których robił gwoździami dziury i cienką strużkę lał farby, na rozłożone na ziemi płótno. Dopasował wymyślaną przez siebie „technikę” do zamierzonego „efektu/celu”. To "pomysł" jest/powinien, na usługach "techniki" - nigdy na odwrót.
Czy posmarowany farbą komputer, którym, rzucalibyśmy na płótno, dałby w konsekwencji grafikę komputerową czy malarstwo? Czy miałby znaczenie fakt, że ów komputer podłączony byłby do prądu? Oddzielenie techniki od „dzieła”, to podstawowa rzecz, dla zrozumienia konkretnego artystycznego artefaktu.
Zacytujmy Ryszarda Horowitza, najbardziej znanego i oryginalnego twórcy tworzącego „syntetyczne” obrazy. „Jeśli obraz powstaje w umyśle, w wyobraźni twórcy niezależnie od środków jakimi je później stworzy, nie jest istotne, czy będzie to komputer czy ciemnia fotograficzna, drut czy gips na płótnie”.
W zasadzie, technologia, zawsze determinuje „przestrzeń” sztuki, ale nie powinna być z nią utożsamiana. Na samym początku malowano na skalnych ścianach, następnie na deskach, wynalezienie fresku pozwoliło na swobodę w operowaniu wielkimi płaszczyznami a po wynalezieniu krosna malarskiego, obrazy nabrały niespotykanego dotąd realizmu. Zafascynowani pozorną przypadkowością "kadrowania", impresjoniści wykorzystywali ją na własnych płótnach.
Nie budziło to zachwytu.
Technologia i rzeczywistość przenikała i przenika do sztuki od zawsze.
Patrząc na współczesną sztukę spoglądamy przez pryzmat niekończącej się lawiny fotografii (prasowej, reklamowej, obrazu telewizyjnego, filmowego, kadrów video). To fotografia pokazała widoki wcześniej “nie-widzialne”, stosując niecodzienne zbliżenia, widoki makro, skróty perspektywiczne, nietypowe sposoby kadrowania, kompozycji, nakładania obrazów czy multiplikacji.
Nie dziwi więc fakt, że czerpiąc – choćby mimowolnie – z doświadczeń pop-artu „współczesny artysta” czerpie z bogatej palety plastycznych atrybutów nowoczesnego wizualnego wystroju codzienności. Stąd właśnie w sztuce pojawiają się totemy wielkomiejskiego życia, detale wzięte bezpośrednio z witryn sklepowych, metra, monitorów TV, bądź przekopiowane bezpośrednio z ilustrowanych magazynów, które służą wielu artystom za komponent ich kompozycji, będących nosicielami odmiennych jakościowo treści, i choć, wymowa kompozycji, z reguły opiera się na zaczerpniętych z rzeczywistości cytatach, podniesione one są jednak, przez nowy kontekst, do rangi symboli. Znak firmowy Coca-coli, obfity biust anonimowej modelki, uścisk dłoni mężów stanu, płonący mnich na ulicach Sajgonu, astronauci na księżycu, papież, statua wolności, uśmiechnięty Chaplin – kalejdoskop współczesnych faktów, zdarzeń i postaci, chaotyczna mozaika przypadkowych wyglądów i fragmentarycznych widoków, to przebogate uniwersalne tworzywo do dowolnych przetworzeń. Manipulowanie tymi obrazami (fotografiami) pobudza wyobraźnię twórców i daje ogromne możliwości dla skojarzeń odbiorców, w równym stopniu, ze względu na siłę oddziaływania poszczególnych obrazów, jak również, przez możliwość zestawienia wyrwanych z otoczenia strzępów rzeczywistości z innymi jej strzępami, w sposób często daleki od logiki czy natury; przez możliwość tworzenia ze zderzeń odrębnych realności, nowych kształtów naszych – nowych „realności”.
Ryszard Horowitz wyjaśnia to po swojemu: „Obrazy nie mają u mnie absolutnie żadnego związku z rzeczywistością, poza tym, że pojedyncze elementy są realne”.
Fotografia jest więc współczesnym językiem, statycznym, semantycznym pojemnikiem, zastępującym zapis werbalny, mową obrazów/symboli. To za jej pomocą „poznajemy” świat, co się wokół nas dzieje w „płynnej rzeczywistości”. Dzięki niej znamy czołowych polityków, wielkich sportowców, gwiazdy ekranu. Ona pozwala zobaczyć drugą stronę księżyca i wniknąć w świat atomów. Fotografia-obraz pozwala udokumentować subiektywne fakty, odbijając rzeczywistość i tą rzeczywistość pozwala również dowolnie deformować.
To Sartre’owskie „wcielanie się oryginału w obraz” czyni z fotografii doskonały substytut rzeczywistości, substytut silniej działający niż sama rzeczywistość. Technika komputerowa, jak żadna inna, nadaje się do przetwarzania takiej ilości danych-obrazów. Co zrobimy z obrazem, to już inna sprawa.
Naturalna ludzka potrzeba do wyrażania się przez sztukę produkuje rzesze nic nie znaczących „generatorów banału”, ale nie znaczy to, że jest to wina czy „cyfrowej technologii”.
Podobną analogie odnajdziemy w malarstwie, literaturze czy muzyce. Możemy oczywiście polemizować czy Umberto Eco jest lepszy od autora Harlequinów, albo mój sąsiad, pan Włodarczyk, malujący od 15 lat swojego jamnika, lepszy jest, powiedzmy, od Cezanne’a.
Dzięki technologii, nie ma końca kreacji, która w dowolnym momencie może być zmieniona, zatrzymana i przetworzona na zupełnie coś innego. Pozwala nieskrępowanie poruszać się po tematycznej wielości – choć różnorakość tematów, ich wielość/płynność, nie możemy brać za wartość samą w sobie. Technologia daje nam możliwość tworzenia elementów nie istniejących lub istniejących, albo łudząco podobnych do nich. Kiedy „wiemy” co chcemy powiedzieć, dialog z „maszyną”, nie musi być obcy i schematyczny.
Ryszard Horowitz to najlepszy przykład twórczego wykorzystania technologii komputerowej. Idealna symbioza fotografii i syntetycznych obrazów dla twórczego dialogu z odbiorcą. „Styl/maniera” Horowitz’a ma swoje korzenie i w malarstwie, którego się uczył, studiom Rembrandta i Carawaggia, i w fotografii, jak i (chyba nie będzie to nadużyciem) całej historii sztuki.
Horowitz „zaistniał”, nie w momencie pojawienia się wydajnych maszyn graficznych, dzięki którym mógł obraz wprowadzać do komputera i nim manipulować, ale dużo wcześniej „produkował” prace, które dla mniej wtajemniczonych wydają się dziełami komputerowymi.
Cała „sztuka” polega na tym aby „komputerowy obraz” nie epatował samym sobą, ale żeby służył jako kolejne narzędzie w rękach artystów. „Praca jest tylko tak dobra jak dobre są jej wszystkie równie ważne i zobowiązujące poziomy, jej podstawowe elementy. Koncepcja, projekt, położenie, fotografia, retusz, pre-press i drukowanie są wszystkimi elementami, które budują dobrą pracę. Jeden jej słaby punkt i wszystko na nic... ” (R. Horowitz). „Zadziwcie mnie” wołał do swoich studentów wybitny amerykański artysta-pedagog Aleksey Brodovitch.
Patrząc na szkice, do prac Horowitza, można ulec złudzeniu, że są to rysunki dziecka, proste, bez rzemieślniczej „detaliczności”, są w zestawieniu z gotową „pracą”, jego konceptualną kopią. Spływają z głowy do dłoni, następnie na kartkę papieru, by urzeczywistnić się w komputera. Przedtem, Horowitz zaczyna pracę reżysera, kompozycja ujawnia się jako gotowy „projekt” w komputerze, dopiero po zatwierdzeniu szczegółowo napisanego scenariusza. Horowitz/reżyser, zastanawia się, które zdjęcie zrobić osobiście a co wygenerować w komputerze. Fotokomponuje w swojej wyobraźni elementy, które składa następnie „digitalnie”, bo tak jest po prostu najwygodniej – dla niego.
Pokusa artystycznego „produkowania” w zetknięciu z możliwościami komputera jest kusząco/wielka. Wielka jest też trudność ich realizacji. W sensie dosłownym i w przenośni. W dosłownym, bo wymagają zespolenia w jedną całość wielu elementów, w przenośni, bo najważniejsza jest wyobraźnia, która oprze się łatwiźnie gotowych efektownych form. Horowitz widzi swoje dzieło jeszcze przed jego realizacją, które zdaje się wyłaniać podczas łączenia ze sobą wielu elementów znalezionych przypadkowo. Horowitz to fotograf umiejący posługiwać się kompozycją, rozumiejący zależności kolorystyczne, artysta wyczulony na formę i subtelne niuanse, które większości gdzieś umykają. To kompozytor, w przeciwieństwie do wielu odtwórców, nie znających podstawowych pojęć związanych z ich „rzemiosłem”. Bez komputera Horowitz jest znakomitym fotografikiem, pan Włodarczyk - mój sąsiad, malujący od 15 lat swojego jamnika (zapomniałem dodać, że maluje „komputerowo”) jest sympatycznym znajomym lubiącym zwierzęta.
U Horowitza, na przykład, modelki, stanowią tylko element kompozycji, są bez wieku i bez życia, a makijaż i ułożenie fryzury stwarza ponadczasowość pojęcia piękna, kobiety jako "znaku ikonicznego”. „Kobieta, jako idealna forma graficzna, estetyczna, a zarazem czysta, zróżnicowana kompozycyjnie, ale zawsze taka sama, to forma, która znakomicie służy moim celom” (R. Horowitz).
Z upływem lat kobiety na jego obrazach nie starzeją się i nie noszą znamion aktualnej mody, są jakby ponadczasowymi symbolami kobiecego piękna.
Nie wszystko, co powstaje z zamiarem bycia sztuką – nią jest. Technologia komputerowa niesie ze sobą ogromne możliwości, choć tak samo, jak w muzyce elektronicznej (aby podać jakiś konkretny przykład), niewielu twórcom udaje się wyjść poza banał, wyjść poza „gotowce”. Jeśli pomysł powstaje w komputerze, a nie w wyobraźni twórcy, na nic się zdadzą się skomplikowane filtry komputerowe i „źle” zrobione zdjęcia, sample i loopy. Komputer traktowany jako przedłużenie ręki może dać odpowiednie efekty, ale bez zrozumienia i niestosowania się do tej podstawowej zasady, prowadzi do artystycznej kakofonii i banalności przekazu.
Twórca powinien umieć wykorzystać cały dorobek historii sztuki w swojej pracy, a to co sobą reprezentuje, jego praca, poglądy, indywidualny charakter, powinny być wypadkową i sumą doświadczeń artystycznych przeszłości. Żadna twórczość, żadne dzieło nie powstaje w próżni, nawet najbardziej nowatorskie, jest wynikiem ogromnej pracy wielu artystów.
Mirosław Pawłowski należący do czołowych polskich grafików, laureat Trienalle Grafiki w Krakowie, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, wykorzystuje w swojej pracy komputer w sposób zgoła inny niż Horowitz. Co prawda twórczym kręgosłupem u obu artystów jest „zdjęcie”, szkielet techniczny ten sam, ale efekt końcowy, jest diametralnie różny, i nie chodzi tu o powierzchnię, warstwę/energię wizualną.
U Pawłowskiego obraz tworzony w komputerze jest przenoszony na klisze, następnie na siatkę serigraficzną i drukowany farbami na papierze. Otrzymujemy z komputera „odbitke” jak najbardziej wykonaną metodą tradycyjną, o określonej ilości wydruków. Uważne oko oczywiście zauważy pewną powtarzalność i regularność elementów/symboli, (uwidocznienie pikselizacji obrazu, miejscowego rozmycia), których stworzenie w pracowni byłoby niezmiernie trudne, ale nie niemożliwe. Nadaje to tym pracom pewną syntetyczność, ale w zupełnie innym sensie niż syntetyczność w pracach Ryszarda Horowitza, kojarzona raczej z „poetyką digitalną” – fantastyczną, bajkową; bliżej Horowitzowi do elokwencji barokowej tak jak Pawłowskiemu do minimalistycznej dezynwoltury.
Syntetyczność elementów u Mirosława Pawłowskiego pokrywa się z syntetycznością prac w ogóle. Mam tu na myśli, oszczędność środków wyrazu do wydobycia takiej „energii” emanującej z jego prac. Syntetyczne bogactwo środków (mimo tautologii określenia) wyrazu w pracach Pawłowskiego nabiera rzadko spotykanej jedności. „Obrazuje” tak wiele, za pomocą, tak niewielu elementów. Całkowite przeciwieństwo Ryszarda Horowitza, choć środki wyrazu użyte w obu wypadkach te same fotografia i komputer. Efekt końcowy jakby z dwóch różnych światów.
Dwóch twórców grających na tym samym instrumencie otrzymuje tak diametralnie różniącą się od siebie muzykę. Możemy nawet zakwestionować – oglądając prace obu artystów – czy aby na pewno grają na tych samych instrumentach. Wydaje się to nie możliwe. A jednak.
Mirosław Pawłowski ma swój własny styl, tak samo jak Ryszard Horowitz. To czyni obu artystów niepowtarzalnymi – jednego na arenie grafiki „cyfrowej”, drugiego na arenie serigrafii, grafiki tradycyjnej, aby zastosować jakieś rozróżnienie. Łącznikiem, jeśli przyszłoby nam takiego szukać, między nimi, jest oczywiście ich wyjątkowa wrażliwość, a przede wszystkim sposób powstawania „obrazu/idei”, jego artystycznego konstruktu, na długo przed włączeniem komputera do elektrycznego gniazdka.
Zadałem kilka pytań Mirosławowi Pawłowskiemu aby przekonać się co sądzi sam twórca o technologii komputerowej.
E.B. – Czym jest dla Ciebie „komputer” w procesie tworzenia?
Mirosław Pawłowski – Jest dla mnie narzędziem takim jak ołówek, pędzel czy rylec tyle tylko, że o nieograniczonych wręcz możliwościach kreacyjnych, jakich wcześniej nie znaliśmy. Daje potężne możliwości wykonania mutacji i powielania projektu oraz wykonania wielu wersji tej samej pracy. Mam tu na myśli stworzenie jakby symulacji wielu, różnych rozwiązań tej samej pracy: np. kolor, forma. Następnie, po wyborze tej właściwej, zapisie jej na twardym dysku komputera - grafika istnieje tylko i wyłącznie w cyberprzestrzeni jako sama energia. Jej materializacja następuje poprzez wydruk laserowy, lub - a przecież można tak założyć - pozostaje integralną częścią owej przestrzeni. I w tym momencie moglibyśmy długo dyskutować o istocie tego fenomenu...
E.B. – Sztuka komputerowa, potrafisz zdefiniować to pojęcie?
Mirosław Pawłowski – Z pewnością jest to proces złożony. Na pewno trudno jednoznacznie stwierdzić co nią jest, a co nie jest. W moim przekonaniu jest nią „język”, jakim artysta się posługuje. Oczywiście mam tu na myśli język graficzny, wynikający z możliwości narzędzia. Dla mnie jest nią ta sztuka, która wnika w istotę cyfrowej materii, a nie tylko i wyłącznie bazuje na obrazach skanowanych i możliwościach software’owych. Wiemy przecież, że każda epoka we właściwy sobie sposób obrazuje swój wizerunek, preferując takie media, które ją najpełniej charakteryzują. Ale tylko ta sztuka, która czerpie odważnie ze zdobyczy technologicznych i korzysta z nowych idei staje się pamięcią swojego czasu, a przynajmniej w znacznej mierze. Dzisiaj jest podobnie - w grafice również. Oczywiście mam świadomość, że po każdej fali fascynacji wynalazkami i nowinkami technologicznymi przychodzi czas na refleksję. To, co jeszcze niedawno otwierało przed nami nieograniczone perspektywy poznawcze i obszary penetracji artystycznej, ukazuje nam niespodziewanie nową sferę zagrożeń, pułapek i pewnego medialnego uzależnienia. Mam nadzieję, że zostanie tylko ta dobra sztuka...
E.B. –Pozorna łatwość wytwarzania „dzieła sztuki” w komputerze w większości przypadków/artystów trywializuje przekaz. Zgadzasz się z tym?
Mirosław Pawłowski – I tak, i nie. Jeśli mówimy o tej dobrej sztuce, to narzędzie nie ma tu nic do powiedzenia - liczy się przekaz i idea. Natomiast w pozostałych przypadkach mamy do czynienia z niezliczoną ilością konfekcji artystycznej bez większego znaczenia! I już! O czym tu dyskutować?
E.B. – Mógłbyś opisać jak wygląda Twój proces twórczy? Zaczynasz od szkicu, czy siadasz z whisky w dłoni w swoim ogrodzie i kontemplujesz niebo?
Mirosław Pawłowski – Różnie to wygląda i różnie bywało. Przeważnie przystępuję do pracy z jasno naszkicowanym projektem czy ideą. Wiem do czego zmierzam i środki, które stosuję, mają budować wypowiedź i nic więcej. Używam takich narzędzi, które w danej pracy są niezbędne. Raz jest to fotografia, innym razem rysunek, a jeszcze innym malarski gest. Jest to zależne od rodzaju grafiki, którą akurat realizuję. Ostatnio używam wyłącznie komputera i muszę powiedzieć, że prace z ostatnich lat są nieco inne, formalnie od tych wcześniejszych, lecz idea jest ciągle ta sama: “Kamuflaż”. Wszystkie moje nowe prace powstają cyfrowo, ale staram się tak pracować, aby ten “język” nie dominował nade mną. Często trudno stwierdzić jak zostały one stworzone. Docelowo są realizowane w serigrafii lub solvencie. Praca przebiega wieloetapowo i nawet trudno jest mi to określić, ponieważ często wracam do projektów, nanoszę poprawki lub je diametralnie zmieniam. Nie mam określonych procedur „realizacyjnych”!
E.B. – Czy nie uważasz, że współczesna sztuka zabrnęła w mielizny, których nie umiem nawet zdefiniować. Shit art, przekrojone rekiny w formalinie i obieranie ziemniaków etc.
Mirosław Pawłowski – Czas pokaże... :)
E.B. – Dziękuje za rozmowę.
OLEK DOU - http://olegdou.com/art/
ADAM MARTINAKIS - http://adamakis.blogspot.com/
JAREK KUBICKI - http://www.kubicki.info/
RYSZARD HOROWITZ - http://ryszardhorowitz.com/
CAN PEKDEMIR - http://www.antrepo.org/
MEATS MEIER - http://www.3dartspace.com/
MIROSŁAW PAWŁOWSKI - http://www.grafika.umk.pl/?miroslaw-pawlowski,29
ZDZISŁAW MACKIEWICZ - http://www.grafika.umk.pl/?zdzislaw-mackiewicz,28
ANN KEEL - http://500px.com/annkeel
Jeśli można było używać pokrytych farbą ludzkich ciał, by malować obrazy „uznane” przecież za dzieła sztuki, to technologia/technika komputerowa, również nadaje się do „uprawiania” sztuki.
Problem, nie tkwi w technice.
Kiedy pod koniec XIX wieku fotografia zaczęła torować sobie drogę do szerokich pól artystycznego wyrazu, nieświadoma wtedy swojego znaczenia, nie przypuszczano, że osiągnie ona status pełnoprawnej dziedziny sztuki. Traktowano fotografię tak, jak wielu traktuje dzisiejszą „sztukę komputerową”.
Mawiano wówczas: "Nowa technika jest zbyt dosłowna, by rywalizować z dziełami sztuki. Nie uwzniośli wyobraźni".
Louis Daguerre Boulevard_du_Temple 1838 - fotografia
Tornado uwiecznione 26 kwietnia 1884 roku w Kansas - fotografia
Wystarczyło tylko „pstryknąć”, a zdjęcie niemal wyskakiwało z aparatu. Fotografia, pozbawiona elementu „fizycznej” kreacji, zmagania z „tworzywem”, rozciągniętym w czasie, była pozbawiona – poza dokumentalnym – jakichkolwiek wartości, nie dostrzegano w niej nic poza przypadkowym utrwaleniem, „szarej” rzeczywistości.
Tak samo obecnie nie dostrzega się dostatecznie prawdziwego oblicza/znaczenia „sztuki komputerowej”, a mówiąc ściślej - narzędzia jakim jest obecnie komputer w sztuce/twórczości.
Région polaire sud, éventails et polygones © NASA
Barkhanes dans une zone de cratère © NASA
Fotografia na dobre zadomowiła się w świecie: w galeriach, prasie, reklamie, sztuce. Nikt dziś nie twierdzi, że jest ona czymś gorszym czy łatwiejszym (mimo oczywistego wzrostu banalności jej „wytworów” multiplikowanych pozorną techniczną łatwością).
Wynalezienie obrazu fotograficznego, a następnie, jego prostej i szybkiej obróbki, i wielonakładowości, zmieniło bieg historii/postrzegania, tak jak zrobił to pierwszy komputer, który uruchomił te same mechanizmy sprzeciwu jakimi dysponowali przeciwnicy fotografii.
Oleg Dou - fotografia/grafika komputerowa
Oleg Dou - fotografia/grafika komputerowa
Olek Dou - fotografia/grafika komputerowa
Olek Dou - fotografia/grafika komputerowa
Technika nie determinuje (nie powinna) „tworu” artysty. Wręcz przeciwnie, twórcy intensywnie poszukują na tym polu, wychodząc „poza technikę/technologię” zacierając ślad po komputerowym czy fotograficznym topos.
Jeśli odrzucimy technologię i spojrzymy wprost na „dzieło”, stwierdzimy, że reagujemy na kształt, powierzchnię i masę przedmiotów, ukazujących się naszym zmysłom. Nie widzimy „rysunku” czy „serigrafii” – widzimy układ/kompozycję.
Pewne układy w proporcji, kształcie, powierzchni i masy, powodują doznania przyjemne, podczas gdy brak takiego układu prowadzi do obojętności. Poczucie istnienia związków sprawiających przyjemność jest poczuciem piękna.
Adam Martinakis - Gordium - grafika komputerowa
Adam Martinakis - Blu(red) - grafika komputerowa
Oczywiście istnieją ludzie pozbawieni percepcji kolorystycznej, ludzie „ślepi” (nie w sensie biologicznej ułomności) na kolor, choć zdarza się to, stosunkowo rzadko. Tak samo możemy przypuszczać, że zdarzają się ludzie zupełnie nieświadomi tych innych, widzialnych właściwości przedmiotu. Nie potrafią dostrzec jedności formalnych związków, zachodzących między naszymi postrzeżeniami zmysłowymi. Nie potrafią dostrzec piękna. I czy będzie owo „dzieło” wykonane za pomocą komputera czy pędzla lub rylca, nie ma to znaczenia.
Amerykański pisarz Kurt Vonnegut, zapytał swojego przyjaciela, malarza: Jak odróżnić dobry obraz od złego? Malarz miał odpowiedzieć: "Jak obejrzysz milion obrazów będziesz po prostu, to wiedział".
Kiedy Picasso oznajmił 14-letniej Anne Sinclair, że: Widzę cię z oczami dookoła głowy", młoda dziewczyna przestraszona uciekła.
Kiedy Georges Braque, przyjaciel Picassa, zobaczył jego „Panny z Avignon” oznajmił kolegom: Picasso powinien powiesić się za tym obrazem.
Jackson Pollock, najwybitniejszy przedstawiciel ekspresjonizmu abstrakcyjnego, malował obrazy puszkami farby, w których robił gwoździami dziury i cienką strużkę lał farby, na rozłożone na ziemi płótno. Dopasował wymyślaną przez siebie „technikę” do zamierzonego „efektu/celu”. To "pomysł" jest/powinien, na usługach "techniki" - nigdy na odwrót.
Jarek Kubicki - grafika komputerowa
Jarek Kubicki - grafika komputerowa
Czy posmarowany farbą komputer, którym, rzucalibyśmy na płótno, dałby w konsekwencji grafikę komputerową czy malarstwo? Czy miałby znaczenie fakt, że ów komputer podłączony byłby do prądu? Oddzielenie techniki od „dzieła”, to podstawowa rzecz, dla zrozumienia konkretnego artystycznego artefaktu.
Zacytujmy Ryszarda Horowitza, najbardziej znanego i oryginalnego twórcy tworzącego „syntetyczne” obrazy. „Jeśli obraz powstaje w umyśle, w wyobraźni twórcy niezależnie od środków jakimi je później stworzy, nie jest istotne, czy będzie to komputer czy ciemnia fotograficzna, drut czy gips na płótnie”.
W zasadzie, technologia, zawsze determinuje „przestrzeń” sztuki, ale nie powinna być z nią utożsamiana. Na samym początku malowano na skalnych ścianach, następnie na deskach, wynalezienie fresku pozwoliło na swobodę w operowaniu wielkimi płaszczyznami a po wynalezieniu krosna malarskiego, obrazy nabrały niespotykanego dotąd realizmu. Zafascynowani pozorną przypadkowością "kadrowania", impresjoniści wykorzystywali ją na własnych płótnach.
Nie budziło to zachwytu.
Technologia i rzeczywistość przenikała i przenika do sztuki od zawsze.
Ryszard Horovitz - Birds - fotografia/grafika komputerowa
Ryszard Horovitz - fotografia/grafika komputerowa
Patrząc na współczesną sztukę spoglądamy przez pryzmat niekończącej się lawiny fotografii (prasowej, reklamowej, obrazu telewizyjnego, filmowego, kadrów video). To fotografia pokazała widoki wcześniej “nie-widzialne”, stosując niecodzienne zbliżenia, widoki makro, skróty perspektywiczne, nietypowe sposoby kadrowania, kompozycji, nakładania obrazów czy multiplikacji.
Zdzisław Mackiewicz - fotografia
Nie dziwi więc fakt, że czerpiąc – choćby mimowolnie – z doświadczeń pop-artu „współczesny artysta” czerpie z bogatej palety plastycznych atrybutów nowoczesnego wizualnego wystroju codzienności. Stąd właśnie w sztuce pojawiają się totemy wielkomiejskiego życia, detale wzięte bezpośrednio z witryn sklepowych, metra, monitorów TV, bądź przekopiowane bezpośrednio z ilustrowanych magazynów, które służą wielu artystom za komponent ich kompozycji, będących nosicielami odmiennych jakościowo treści, i choć, wymowa kompozycji, z reguły opiera się na zaczerpniętych z rzeczywistości cytatach, podniesione one są jednak, przez nowy kontekst, do rangi symboli. Znak firmowy Coca-coli, obfity biust anonimowej modelki, uścisk dłoni mężów stanu, płonący mnich na ulicach Sajgonu, astronauci na księżycu, papież, statua wolności, uśmiechnięty Chaplin – kalejdoskop współczesnych faktów, zdarzeń i postaci, chaotyczna mozaika przypadkowych wyglądów i fragmentarycznych widoków, to przebogate uniwersalne tworzywo do dowolnych przetworzeń. Manipulowanie tymi obrazami (fotografiami) pobudza wyobraźnię twórców i daje ogromne możliwości dla skojarzeń odbiorców, w równym stopniu, ze względu na siłę oddziaływania poszczególnych obrazów, jak również, przez możliwość zestawienia wyrwanych z otoczenia strzępów rzeczywistości z innymi jej strzępami, w sposób często daleki od logiki czy natury; przez możliwość tworzenia ze zderzeń odrębnych realności, nowych kształtów naszych – nowych „realności”.
Ryszard Horovitz - Magic Rabbit 1992 - fotografia/grafika komputerowa
Ryszard Horowitz - Eggbird - fotografia/grafika komputerowa
Ryszard Horowitz wyjaśnia to po swojemu: „Obrazy nie mają u mnie absolutnie żadnego związku z rzeczywistością, poza tym, że pojedyncze elementy są realne”.
Fotografia jest więc współczesnym językiem, statycznym, semantycznym pojemnikiem, zastępującym zapis werbalny, mową obrazów/symboli. To za jej pomocą „poznajemy” świat, co się wokół nas dzieje w „płynnej rzeczywistości”. Dzięki niej znamy czołowych polityków, wielkich sportowców, gwiazdy ekranu. Ona pozwala zobaczyć drugą stronę księżyca i wniknąć w świat atomów. Fotografia-obraz pozwala udokumentować subiektywne fakty, odbijając rzeczywistość i tą rzeczywistość pozwala również dowolnie deformować.
To Sartre’owskie „wcielanie się oryginału w obraz” czyni z fotografii doskonały substytut rzeczywistości, substytut silniej działający niż sama rzeczywistość. Technika komputerowa, jak żadna inna, nadaje się do przetwarzania takiej ilości danych-obrazów. Co zrobimy z obrazem, to już inna sprawa.
Ann Keel - fotografia/grafika komputerowa
Ann Keel - fotografia/grafika komputerowa
Ann Keel - fotografia/grafika komputerowa
Naturalna ludzka potrzeba do wyrażania się przez sztukę produkuje rzesze nic nie znaczących „generatorów banału”, ale nie znaczy to, że jest to wina czy „cyfrowej technologii”.
Podobną analogie odnajdziemy w malarstwie, literaturze czy muzyce. Możemy oczywiście polemizować czy Umberto Eco jest lepszy od autora Harlequinów, albo mój sąsiad, pan Włodarczyk, malujący od 15 lat swojego jamnika, lepszy jest, powiedzmy, od Cezanne’a.
Dzięki technologii, nie ma końca kreacji, która w dowolnym momencie może być zmieniona, zatrzymana i przetworzona na zupełnie coś innego. Pozwala nieskrępowanie poruszać się po tematycznej wielości – choć różnorakość tematów, ich wielość/płynność, nie możemy brać za wartość samą w sobie. Technologia daje nam możliwość tworzenia elementów nie istniejących lub istniejących, albo łudząco podobnych do nich. Kiedy „wiemy” co chcemy powiedzieć, dialog z „maszyną”, nie musi być obcy i schematyczny.
Meats Meier - The last of the leaves - grafika komputerowa
Meats Meier - grafika komputerowa
Horowitz „zaistniał”, nie w momencie pojawienia się wydajnych maszyn graficznych, dzięki którym mógł obraz wprowadzać do komputera i nim manipulować, ale dużo wcześniej „produkował” prace, które dla mniej wtajemniczonych wydają się dziełami komputerowymi.
Ryszard Horowitz - Park Avenue, 1986 - fotografia
Ryszard Horowitz - fotografia
Cała „sztuka” polega na tym aby „komputerowy obraz” nie epatował samym sobą, ale żeby służył jako kolejne narzędzie w rękach artystów. „Praca jest tylko tak dobra jak dobre są jej wszystkie równie ważne i zobowiązujące poziomy, jej podstawowe elementy. Koncepcja, projekt, położenie, fotografia, retusz, pre-press i drukowanie są wszystkimi elementami, które budują dobrą pracę. Jeden jej słaby punkt i wszystko na nic... ” (R. Horowitz). „Zadziwcie mnie” wołał do swoich studentów wybitny amerykański artysta-pedagog Aleksey Brodovitch.
Patrząc na szkice, do prac Horowitza, można ulec złudzeniu, że są to rysunki dziecka, proste, bez rzemieślniczej „detaliczności”, są w zestawieniu z gotową „pracą”, jego konceptualną kopią. Spływają z głowy do dłoni, następnie na kartkę papieru, by urzeczywistnić się w komputera. Przedtem, Horowitz zaczyna pracę reżysera, kompozycja ujawnia się jako gotowy „projekt” w komputerze, dopiero po zatwierdzeniu szczegółowo napisanego scenariusza. Horowitz/reżyser, zastanawia się, które zdjęcie zrobić osobiście a co wygenerować w komputerze. Fotokomponuje w swojej wyobraźni elementy, które składa następnie „digitalnie”, bo tak jest po prostu najwygodniej – dla niego.
Ryszard Horowitz - Allegory 1992 - fotografia/grafika komputerowa
Pokusa artystycznego „produkowania” w zetknięciu z możliwościami komputera jest kusząco/wielka. Wielka jest też trudność ich realizacji. W sensie dosłownym i w przenośni. W dosłownym, bo wymagają zespolenia w jedną całość wielu elementów, w przenośni, bo najważniejsza jest wyobraźnia, która oprze się łatwiźnie gotowych efektownych form. Horowitz widzi swoje dzieło jeszcze przed jego realizacją, które zdaje się wyłaniać podczas łączenia ze sobą wielu elementów znalezionych przypadkowo. Horowitz to fotograf umiejący posługiwać się kompozycją, rozumiejący zależności kolorystyczne, artysta wyczulony na formę i subtelne niuanse, które większości gdzieś umykają. To kompozytor, w przeciwieństwie do wielu odtwórców, nie znających podstawowych pojęć związanych z ich „rzemiosłem”. Bez komputera Horowitz jest znakomitym fotografikiem, pan Włodarczyk - mój sąsiad, malujący od 15 lat swojego jamnika (zapomniałem dodać, że maluje „komputerowo”) jest sympatycznym znajomym lubiącym zwierzęta.
U Horowitza, na przykład, modelki, stanowią tylko element kompozycji, są bez wieku i bez życia, a makijaż i ułożenie fryzury stwarza ponadczasowość pojęcia piękna, kobiety jako "znaku ikonicznego”. „Kobieta, jako idealna forma graficzna, estetyczna, a zarazem czysta, zróżnicowana kompozycyjnie, ale zawsze taka sama, to forma, która znakomicie służy moim celom” (R. Horowitz).
Ryszard Horowitz - Nedda, 1969 - fotografia
Z upływem lat kobiety na jego obrazach nie starzeją się i nie noszą znamion aktualnej mody, są jakby ponadczasowymi symbolami kobiecego piękna.
Nie wszystko, co powstaje z zamiarem bycia sztuką – nią jest. Technologia komputerowa niesie ze sobą ogromne możliwości, choć tak samo, jak w muzyce elektronicznej (aby podać jakiś konkretny przykład), niewielu twórcom udaje się wyjść poza banał, wyjść poza „gotowce”. Jeśli pomysł powstaje w komputerze, a nie w wyobraźni twórcy, na nic się zdadzą się skomplikowane filtry komputerowe i „źle” zrobione zdjęcia, sample i loopy. Komputer traktowany jako przedłużenie ręki może dać odpowiednie efekty, ale bez zrozumienia i niestosowania się do tej podstawowej zasady, prowadzi do artystycznej kakofonii i banalności przekazu.
Twórca powinien umieć wykorzystać cały dorobek historii sztuki w swojej pracy, a to co sobą reprezentuje, jego praca, poglądy, indywidualny charakter, powinny być wypadkową i sumą doświadczeń artystycznych przeszłości. Żadna twórczość, żadne dzieło nie powstaje w próżni, nawet najbardziej nowatorskie, jest wynikiem ogromnej pracy wielu artystów.
Can Pekdemir - Untitled I - grafika komputerowa
Can Pekdemir - Soft Body I - grafika komputerowa
Meats Meier - Primitive City - grafika komputerowa
Jakub Kubicki - grafika komputerowa
Adam Martinakis - The divisions of pleasure - grafika komputerowa
Adam Martinakis - Love for light - grafika komputerowa
Mirosław Pawłowski należący do czołowych polskich grafików, laureat Trienalle Grafiki w Krakowie, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, wykorzystuje w swojej pracy komputer w sposób zgoła inny niż Horowitz. Co prawda twórczym kręgosłupem u obu artystów jest „zdjęcie”, szkielet techniczny ten sam, ale efekt końcowy, jest diametralnie różny, i nie chodzi tu o powierzchnię, warstwę/energię wizualną.
Mirosław Pawłowski - Kamuflaz - Kod 3, 2006, grafika komputerowa/solvent
U Pawłowskiego obraz tworzony w komputerze jest przenoszony na klisze, następnie na siatkę serigraficzną i drukowany farbami na papierze. Otrzymujemy z komputera „odbitke” jak najbardziej wykonaną metodą tradycyjną, o określonej ilości wydruków. Uważne oko oczywiście zauważy pewną powtarzalność i regularność elementów/symboli, (uwidocznienie pikselizacji obrazu, miejscowego rozmycia), których stworzenie w pracowni byłoby niezmiernie trudne, ale nie niemożliwe. Nadaje to tym pracom pewną syntetyczność, ale w zupełnie innym sensie niż syntetyczność w pracach Ryszarda Horowitza, kojarzona raczej z „poetyką digitalną” – fantastyczną, bajkową; bliżej Horowitzowi do elokwencji barokowej tak jak Pawłowskiemu do minimalistycznej dezynwoltury.
Syntetyczność elementów u Mirosława Pawłowskiego pokrywa się z syntetycznością prac w ogóle. Mam tu na myśli, oszczędność środków wyrazu do wydobycia takiej „energii” emanującej z jego prac. Syntetyczne bogactwo środków (mimo tautologii określenia) wyrazu w pracach Pawłowskiego nabiera rzadko spotykanej jedności. „Obrazuje” tak wiele, za pomocą, tak niewielu elementów. Całkowite przeciwieństwo Ryszarda Horowitza, choć środki wyrazu użyte w obu wypadkach te same fotografia i komputer. Efekt końcowy jakby z dwóch różnych światów.
Mirosław Pawłowski - Kamuflaż - Pixel, 2006, grafika komputerowa/ink jet
Mirosław Pawłowski - Kamuflaż - grafika komputerowa/serigrafia
Mirosław Pawłowski ma swój własny styl, tak samo jak Ryszard Horowitz. To czyni obu artystów niepowtarzalnymi – jednego na arenie grafiki „cyfrowej”, drugiego na arenie serigrafii, grafiki tradycyjnej, aby zastosować jakieś rozróżnienie. Łącznikiem, jeśli przyszłoby nam takiego szukać, między nimi, jest oczywiście ich wyjątkowa wrażliwość, a przede wszystkim sposób powstawania „obrazu/idei”, jego artystycznego konstruktu, na długo przed włączeniem komputera do elektrycznego gniazdka.
Zadałem kilka pytań Mirosławowi Pawłowskiemu aby przekonać się co sądzi sam twórca o technologii komputerowej.
E.B. – Czym jest dla Ciebie „komputer” w procesie tworzenia?
Mirosław Pawłowski – Jest dla mnie narzędziem takim jak ołówek, pędzel czy rylec tyle tylko, że o nieograniczonych wręcz możliwościach kreacyjnych, jakich wcześniej nie znaliśmy. Daje potężne możliwości wykonania mutacji i powielania projektu oraz wykonania wielu wersji tej samej pracy. Mam tu na myśli stworzenie jakby symulacji wielu, różnych rozwiązań tej samej pracy: np. kolor, forma. Następnie, po wyborze tej właściwej, zapisie jej na twardym dysku komputera - grafika istnieje tylko i wyłącznie w cyberprzestrzeni jako sama energia. Jej materializacja następuje poprzez wydruk laserowy, lub - a przecież można tak założyć - pozostaje integralną częścią owej przestrzeni. I w tym momencie moglibyśmy długo dyskutować o istocie tego fenomenu...
E.B. – Sztuka komputerowa, potrafisz zdefiniować to pojęcie?
Mirosław Pawłowski – Z pewnością jest to proces złożony. Na pewno trudno jednoznacznie stwierdzić co nią jest, a co nie jest. W moim przekonaniu jest nią „język”, jakim artysta się posługuje. Oczywiście mam tu na myśli język graficzny, wynikający z możliwości narzędzia. Dla mnie jest nią ta sztuka, która wnika w istotę cyfrowej materii, a nie tylko i wyłącznie bazuje na obrazach skanowanych i możliwościach software’owych. Wiemy przecież, że każda epoka we właściwy sobie sposób obrazuje swój wizerunek, preferując takie media, które ją najpełniej charakteryzują. Ale tylko ta sztuka, która czerpie odważnie ze zdobyczy technologicznych i korzysta z nowych idei staje się pamięcią swojego czasu, a przynajmniej w znacznej mierze. Dzisiaj jest podobnie - w grafice również. Oczywiście mam świadomość, że po każdej fali fascynacji wynalazkami i nowinkami technologicznymi przychodzi czas na refleksję. To, co jeszcze niedawno otwierało przed nami nieograniczone perspektywy poznawcze i obszary penetracji artystycznej, ukazuje nam niespodziewanie nową sferę zagrożeń, pułapek i pewnego medialnego uzależnienia. Mam nadzieję, że zostanie tylko ta dobra sztuka...
Mirosław Pawlowski - Kamuflaz, Kod 2, 2006, grafika komputerowa/solvent
Mirosław Pawlowski - Skaner 1, 2006, grafika komputerowa/solvent
Mirosław Pawłowski – I tak, i nie. Jeśli mówimy o tej dobrej sztuce, to narzędzie nie ma tu nic do powiedzenia - liczy się przekaz i idea. Natomiast w pozostałych przypadkach mamy do czynienia z niezliczoną ilością konfekcji artystycznej bez większego znaczenia! I już! O czym tu dyskutować?
E.B. – Mógłbyś opisać jak wygląda Twój proces twórczy? Zaczynasz od szkicu, czy siadasz z whisky w dłoni w swoim ogrodzie i kontemplujesz niebo?
Mirosław Pawłowski – Różnie to wygląda i różnie bywało. Przeważnie przystępuję do pracy z jasno naszkicowanym projektem czy ideą. Wiem do czego zmierzam i środki, które stosuję, mają budować wypowiedź i nic więcej. Używam takich narzędzi, które w danej pracy są niezbędne. Raz jest to fotografia, innym razem rysunek, a jeszcze innym malarski gest. Jest to zależne od rodzaju grafiki, którą akurat realizuję. Ostatnio używam wyłącznie komputera i muszę powiedzieć, że prace z ostatnich lat są nieco inne, formalnie od tych wcześniejszych, lecz idea jest ciągle ta sama: “Kamuflaż”. Wszystkie moje nowe prace powstają cyfrowo, ale staram się tak pracować, aby ten “język” nie dominował nade mną. Często trudno stwierdzić jak zostały one stworzone. Docelowo są realizowane w serigrafii lub solvencie. Praca przebiega wieloetapowo i nawet trudno jest mi to określić, ponieważ często wracam do projektów, nanoszę poprawki lub je diametralnie zmieniam. Nie mam określonych procedur „realizacyjnych”!
E.B. – Czy nie uważasz, że współczesna sztuka zabrnęła w mielizny, których nie umiem nawet zdefiniować. Shit art, przekrojone rekiny w formalinie i obieranie ziemniaków etc.
Mirosław Pawłowski – Czas pokaże... :)
E.B. – Dziękuje za rozmowę.
OLEK DOU - http://olegdou.com/art/
ADAM MARTINAKIS - http://adamakis.blogspot.com/
JAREK KUBICKI - http://www.kubicki.info/
RYSZARD HOROWITZ - http://ryszardhorowitz.com/
CAN PEKDEMIR - http://www.antrepo.org/
MEATS MEIER - http://www.3dartspace.com/
MIROSŁAW PAWŁOWSKI - http://www.grafika.umk.pl/?miroslaw-pawlowski,29
ZDZISŁAW MACKIEWICZ - http://www.grafika.umk.pl/?zdzislaw-mackiewicz,28
ANN KEEL - http://500px.com/annkeel
Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuńDziękuje za twe zacne słowa przyjacielu. Blog nie działa od jakiegoś czasu, ale dałeś mi do myślenia. Zapraszam tutaj: https://www.dariuszbareya.com/blog
Usuń